Chcielismy dodac zdjecia malp i innych atrakcji, ktore dzis obejrzelismy w wiosce Tangkou u podnoza gory Huanshan, ktora zamierzamy zaatakowac jutro - ale komputer i internet w tutejszej kafejce dziala jak chce, wszystko jest po chinsku i srednio sie lapiemy. Wiec jak sie uda, zdjecia dodamy w pon, po powrocie do Szanghaju.
W kazdym razie, zyjemy i mamy sie dobrze. Mamo - zadnego tajfuna nie bylo, pogoda jest caly czas w porzadku. Przyjechalismy tu dzisiaj porannym autobusem [musielismy wstac o 4:30 - zgroza!], na samym wstepie, wprost z autobusu zgarnal nas mr Hu, ktory dzieki temu, ze zostal wzmiankowany w LP, sciaga jak magnes wszystkich europejczykow, ktorzy tu trafiaja. Jestesmy pod wielkim wrazeniem jego obrotnosci - ten czlowiek jest wszedzie tam, gdzie ktos go moze potrzebowac - podwozi, bukuje bilety, karmi, nocuje i doradza. Dzisiejsza noc spedzamy u pana Hu, jutro wdrapujemy sie na gore, gdzie zamierzamy zanocowac, w niedziele wracamy do wioski. Niemcy, ktorych spotkalismy u pana Hu stwierdzili, ze porywamy sie z motyka na slonce z trasa, ktora zaplanowalismy, ale wydaje mi sie, ze jestesmy w nieco lepszej od nich kondycji. Ach, to polskie powietrze.
Do nastepnego!